I kończy się Majówka, spędzona w domu, przy dobrej książce, ze smacznym jedzonkiem, śpiewem ptaków za oknem, szumem wiatru, sobotnim krótkim wyjazdem w stronę gór.
Było naprawdę miło. Takie lenistwo po trudach minionych tygodni pozwoliło wyłączyć myślenie, odsunąć na bok nurtujące pytania, odłączyć się od świata. Być poza zasięgiem. Po prostu.
Dziś miałam potrzebę bycia w kościele, gdzie ostatnio jestem sporadycznym gościem. Dziękowałam i prosiłam, i nikt o tym, o co prosiłam i za co dziękowałam nie musiał wiedzieć.
Od wtorku do czwartku proszę trzymać kciuki. Za maturzystów:)
I dla nich te kasztany...
Czemu nie od poniedziałku?
OdpowiedzUsuńW zasadzie od poniedziałku. Moje Szczęście zaczyna od wtorku - podnosi wynik:).
UsuńMam podobne odczucia wobec czasu, który podarowała majówka :)
OdpowiedzUsuńdołączam moje kciuki
pozdrawiam
:)
UsuńTrzymam kciuki, powodzenia. Wiem, że to stres, mam trzy pociechy:)
OdpowiedzUsuńNie stresuję się w ogóle, bo matura jest zdana rok temu. Teraz tylko udowodnienie, że mogę, bo chcę:)))
UsuńRozumiem. Zatem mocno trzymam kciuki. Mój syn jest na pierwszym roku. Chyba mamy równolatków. Super!
OdpowiedzUsuńZgadza się:)
UsuńMnie też te majowe dni uratowały. Remont, nawał pracy, gonitwa. Cieszę się, że miło spędziłaś czas. Trzymam kciuki za syna. Kasztanowce nie zawiodły, u mnie też kwitną:)
OdpowiedzUsuńU nas nie zakwitły, jest bardzo zimno.
UsuńPodziwiam młodego człowieka, że mu się chce i życzę powodzenia.
OdpowiedzUsuńWitaj:) A chce, chce.
UsuńJakie wrażenia po pierwszych dniach? :)
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze. Zamierzone plany się realizują.
OdpowiedzUsuń